środa, 8 marca 2017

1 komentarz:
Od dość długiego czasu, a dokładnie od Bożego Narodzenia borykamy się z chorobami. A dokładnie z przewlekłym zapaleniem zatok. Problem dotyczy zwłaszcza mnie i męża. Zosia na szczęście przechodzi te swoje żłobkowe katary i kaszle. Szczerze, to ręce mi już opadają. Nie mam pojęcia co robić, jestem teraz na czwartym antybiotyku, ból nadal nie do zniesienia. Wszystkich leków zatokowo wspomagających już próbowaliśmy – na nic. Czosnek, miód, tran, teraz bierzemy Engystol. Zobaczymy czy pomoże. Codziennie płuczemy zatoki, robimy nebulizacje. Boje się, że skończy się na jakiejś punkcji zatok. Wymazów z nosa boję się jak ognia, ostatnim razem miałam taki będąc dzieckiem i myślałam, że pani pielęgniarka wyciągnie mi tą szpatułką cały mózg. Na szczęście jej się to nie udało :D
Tak więc czekam na to słońce i piękną pogodę, jestem wykończona chorobami. Zosia obecnie przyniosła znowu jakąś zarazę ze żłobka i dziadziu przyjechał do niej na cały tydzień. Ona jest zachwycona, ja mniej, bo za prywatny żłobek płacimy nie mało, nie ważne czy dziecko chodzi czy nie… Ehh… ostatnio, końcówka lutego, zaświeciło słoneczko i panie przedszkolanki wymyśliły, że zabiorą dzieci na spacer i na plac zabaw. Super. Szkoda, że później okazało się, że moje dziecko siedziało w piaskownicy z wielką łopatą i babrało się w brudnym, niewymienionym po zimie piasku, w osiedlowej piaskownicy. Chętnie posadziłabym te panie do tej mokrej, zimnej piaskownicy. Szkoda, że nie zabrały dzieci na lody. Idealna pora roku, prawda?
A więc jestem wściekła, tym bardziej, że po zwróceniu uwagi pani właścicielce, że dziecko jest chore otrzymałam info, że przecież w żłobku jest WIRUS! Och w porę dostałam informację, jak już 6 dzieci było chorych na 8 chodzących. Na usta ciśnie się soczyste k****. Nawet za te ciężki pieniądze, które płacę co miesiąc nie mogę zwrócić uwagi, że zachowanie pań mi się nie podoba. Skakanie z jadem, pisanie smsów o 23 z monologiem na temat tego jak ja puszczając dziecko z katarem do żłobka narażam życie i zdrowie przedszkolanek itd. OK, paniom nie pasuje taka praca to niech poszukają jej w cukierni, będą miały słodkie życie a nie zasmarkane. Brak profesjonalizmu i rozumu. Chętnie oszczędziłabym Zosi tej traumy ale nie mamy za bardzo innego wyjścia, żłobki w Krakowie i te publiczne i prywatne są przeładowane. Nasze dziecko w żłobku samorządowym jest 274 na liście rezerwowej, więc szansa, że się dostanie jest taka, że szybciej pójdzie do przedszkola.
Więc, dziewczyny do żłobka trzeba dzwonić prosto z porodówki. Ja się z tego śmiałam a to jednak prawda!

Miłego dnia kobiet :*

wtorek, 31 stycznia 2017

Brak komentarzy:
Smog spowił miasto. Nie mamy czym oddychać… Od dłuższego czasu mam straszny katar, moje migreny są jeszcze silniejsze, a oczy cały czas bolą. To samo z Zosią. Katar i kaszel nie chcą przejść. Staramy się wyjeżdżać co weekend ale co z tego jak przez 5 dni w tygodniu siedzimy w tym śmierdzącym mieście. Może są jakieś metody, żeby poczuć się lepiej mimo oddychania tym zatrutym powietrzem? Czekam już tylko żeby skończyła się zima. Chciałabym wyjść z dzieckiem na normalny spacer w słoneczny dzień i poczuć zapach wiosny J myślę, że już czas znów zacząć odliczać dni do wakacji i zabrać się za siebie. Może nie przytyłam specjalnie ale brakuje mi takiej zdrowej aktywności. Więc do dzieła. Ale na dobry początek chyba zacznę od posprzątania domu :P
Cały weekend spędziliśmy u moich rodziców, fajnie było znów poczuć się jak dziecko i wyturlać w śniegu, pojeździć na sankach i urządzić sobie z mężem bitwę na śnieżki. Szkoda tylko, że dobre chwile szybko się kończą i trzeba wracać do codzienności.



A co do Zosieńki to rośnie nam jak na drożdżach. Tylko jest niejadkiem… Przydałby mi się jakiś dobry sposób na niejadka. Próbowałam już chyba wszystkiego, ale w dalszym ciągu walczymy o każdą zjedzoną przez nią łyżeczkę. Jedyne z czym nie ma problemu to frytki z Maca :D

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Dzień świstaka ...

1 komentarz:
Zbliżają się Święta. Może właśnie to w końcu spowodowało u mnie przełom i postanowiłam coś napisać. Osobiście podziwiam dziewczyny, które tak prężnie działają w sieci, a na dodatek wychowują dzieci. Zosia ma już rok i niecałe 5 miesięcy, ja od 5 miesięcy pracuję i może dlatego moje życie staje na głowie. Rano pobudka i zbieranie w pośpiechu. Ja jako dobra mama staram się wstać przynajmniej 30 min wcześniej niż moje dwa Skarby. Cały dzień w pracy, z pracy zakupy, żłobek, dom. Zazwyczaj Zosia bardzo płacze wychodząc, bo tak lubi tam przebywać. Powrót do domu, jest jak powrót do jaskini lwa. Porozrzucane rzeczy, brudne naczynia, dziecko krzyczy am am i tak do 22 aż zaśnie J

Każdy dzień jest dniem świstaka i wszyscy którzy oglądali ten film wiedzą o czym mówię. Czasem wkrada się jakaś monotonia, ale bez przesady, w weekendy udaje się zaszaleć. Mimo tego, że o  22:30 padam na twarz to kocham moją szaloną rodzinkę i każdy nasz wspólnie spędzony dzień, czy nawet popołudnie. 
Obecny czas wymaga abyśmy pomyśleli trochę o innych nie tylko o sobie, a jak idą Święta to każdemu na myśl przychodzą – prezenty! No ekstra, ja połowę mam z głowy, ale na drugą część nie mam pomysłów
L Babcie gąski, czytające bajki już do nas dotarły, prezent dla męża też w drodze (a z nim mam podwójne zmartwienie, bo 6 stycznia ma urodziny!). Pomysł na „Zosię” i chrześnicę w głowie urodził, ale mamy też jeszcze inne dzieciaki w rodzinie. Pewnie postawię na gry planszowe i pluszaki. Niestety o takich sprawach trzeba myśleć dużo, dużo wcześniej, bo na ostatnią chwilę nie ma co zwlekać. Wręczanie prezentów jest o wiele milsze i przyjemne niż ich dostawanie.  A przyjmować też trzeba umieć, żeby nie sprawić komuś przykrości.



Nasz status świąteczny jest jeszcze nieznany, mamy dylemat czy zostać w Krakowie czy jechać na wieś, która marzy się nam i zachęca świeżym powietrzem. Kraków i jego SMOG. Jedna wielka komora gazowa, ale z drugiej strony, gdybyśmy mieli mieszkać za miastem to też byłoby źle, bo musielibyśmy codziennie do niego dojeżdżać, stać w korkach i marnować czas. Może kiedyś podejmiemy taki krok, ale na pewno nie teraz. A Wy? Wolicie spokojne życie na wsi czy tętniące życiem miasto?

sobota, 30 kwietnia 2016

Powrót do formy

Brak komentarzy:
Ciąża pozostawia zawsze jakiś ślad w naszym ciele i umyśle, co nie znaczy, że tuż po niej mamy czuć się wielkimi mamuchami z obwisłym brzuchem. Ja jestem na ta chwilę szczęśliwa, każdy pociążowy kilogram został już usunięty a brzuch znów jak u osiemnastolatki :) Nie mówię, że było łatwo. Pierwsze miesiące były walką o zrzucenie każdego kilograma, czułam się ogromna jak kula ziemska i nieatrakcyjna. Niby w ciąży nie opychałam się, ale dała mi w kość obustronna rwa kulszowa. Od ósmego miesiąca przejście każdego metra sprawiało mi taki ból, że z trudem opuszczałam łóżko, a nawet leżenie nie raz było wyzwaniem. Myślałam, że nigdy nie spalę tego tłuszczu. Krok po kroku dbałam o swoją dietę (w końcu nie po to tyle lat studiowałam technologię żywności, żeby nie umieć skomponować swojej diety), jadłam kiedy musiałam (chociaż według lekarzy, nie jest to wskazane -  u mnie jednak 5 małych, regularnych posiłków się nigdy nie sprawdzało) ale starałam się to robić tak, aby nie wyrządzić sobie zbytniej szkody. Po zagojeniu się wszystkich ran weszłam w ćwiczenia, najpierw Mel B, później skalpel i z miesiąca na miesiąc widziałam rezultaty. Teraz Zosia ma 9 miesięcy, a ja znów bez problemu wskakuję w ubrania w rozmiarze 36. Zajęło mi to trochę, bo prawie rok pracowałam nad zrzuceniem prawie 10 kg. Teraz jest dobrze. Na prawdę dobrze. Chyba ten strach przed tym, że zostanę już taka duża z wielkim brzuchem dawał mi najwięcej motywacji. No i te przyciasne ubrania. Teraz nic mi nie wystaje, nie wypływa, wszystkie suwaki zasuwają się bez oporu, a co najważniejsze, niektóre ubrania są nawet dość luźne. 


Na forum ślubnym przeczytałam, jak dziewczyna żali się, że po 5 miesiącach mieszkania z narzeczonym ma już dość. Wszystko na jej głowie, on nie sprząta, nie gotuje. Zapytała czy to tak już zostanie i czy każdy tak ma. Ja oczywiście w żarcie, żeby się przyzwyczaiła i cieszyła, że w ogóle ktoś ją zechciał. I znów fala nienawiści. Ja nie mam z tym problemu żeby posprzątać, ugotować, wyprasować. Nie uważam też za torturę zmianę pieluchy czy ugotowanie kaszki dla dziecka. Każda mama to zrozumie, że uśmiech dziecka i słowo mama, a również to jak ten mały szkrab potrafi się przytulić i okazać swoją miłość potrafi zrekompensować cały trud macierzyństwa. Gdyby nie to, że jestem niepoprawną pedantką to ani połowy z tych kilogramów bym nie zrzuciła (bieg od 8 rano z odkurzaczem po mieszkaniu, żeby wyrobić się do 12 z porządkami potrafi być zabójczy:) ). Z kolei mój P też potrafi posprzątać czy zająć się dzieckiem, ale ja jak każda "baba" uważam, że wszystko robię najlepiej:P Od rana do nocy biegam z mopem, zmywam kuchnię, łazienkę i składam w kółko te ubrania. Jednak nie jest to całym sensem mojego życia, mam czas żeby wyjść z domu do miasta, skoczyć na zakupy, do fryzjera czy solarium. Zawsze mam chwilę, żeby poćwiczyć, poczytać książkę i obejrzeć seriale, które swoją drogą uwielbiam. Mam czas na pracę, bo ona też pozwala mi się oderwać od tego bycia "matką rodziny". Wszystko z umiarem.  Jak weszłam w profile tych dziewcząt z forum, które tak mi współczują mojego ciężkiego losu i uważają za idiotkę dającą się wykorzystywać to zobaczyłam tylko niezadbane dziewczyny z nadwagą i miną jakby cały świat miałby zaraz zawalić im się na głowę. Co one robią w takim razie skoro ich faceci wyręczają je we wszystkim? Miałam wrażenie, że zobaczę uśmiechnięte, wysportowane, zadbane i prowadzące interesujące życie kobiety. Zapewne leżą przed tv z paczką czipsów. Wiem, trochę to wredne z mojej strony. Chciałam tylko pokazać jak łatwo jest odwzajemnić takie docinki. I jak ktoś chce to zawsze się do czegoś przyczepi. Nie chcę być uszczypliwa, wiem, że nie można mierzyć ludzi swoją miarą. Tylko dlaczego ktoś mnie i mój związek mierzy swoją? My Polacy, musimy nauczyć się jeszcze tego, że życie nie polega tylko na tym, żeby cieszyć się czyimś nieszczęściem. Nie oceniajmy a nie będziemy oceniani. Za to najważniejszy jest dystans do siebie i to, żeby każdy z nas był szczęśliwy, nawet jeśli szczęście oznacza dla kogoś zjedzenie paczki czipsów. Pozdrawiam, życzę dużo słońca w ten weekend majowy i samych radosnych chwil :) Buziaki!

piątek, 26 lutego 2016

Trochę z innej beczki... Już niedługo będziemy rodzinką na 100%!

Brak komentarzy:
Pojawienie się Zosi na świecie spowodowało przesunięcie się naszego ślubu. Termin porodu pokrywał się z terminem naszego planowanego wesela, więc postanowiliśmy przełożyć je na ten rok 2016. Luty już się kończy, co oznacza, że zostały nam niecałe 4 miesiące do "tego dnia". Co prawda nic nie może pobić chwili, w której zobaczyliśmy nasze maleństwo i ze łzami w oczach przytulaliśmy małą po raz pierwszy, ale liczę na to, że ten dzień będzie zaliczał się do tych cudownych i niezapomnianych :) Zosia akurat będzie miała 11 miesięcy i jest szansa, że nawet zatańczy razem z nami. Nasze 7 miesięczne dziecko stanęło na nóżki, nie mówiąc już o tym, że od miesiąca zna słowa "mama" i "baba". Rośnie jak na drożdżach a czas biegnie tak szybko. Moje całe dnie wypełnia opieka nad naszym urwisem, zajmowanie się domem i planowanie wesela. Co prawda większość ważniejszych rzeczy mamy już dopiętych np. sala, fotograf, zespół, suknia, zaproszenia. Z tych ostatnich jesteśmy bardzo zadowoleni, bo przeszliśmy 2-miesięczne boje z zamawianiem próbek i ich wyborem, ale w końcu się udało znaleźć takie, które podobają się każdemu.

Ja prowadzę swoje prywatne przygotowania, bo jak wiadomo, panna młoda ma masę szczegółów do dopracowania. Czekam już na przymiarkę sukni z domu mody Fulara&Żywczyk, która jest zupełnie inna niż moje dotychczasowe wyobrażenie sukni z moich marzeń ale odkąd po raz pierwszy ją przymierzyłam to już żadna inna suknia nie spełniła moich wymagań :) Bielizna już też czeka, oczywiście z mojej ulubionej firmy Dalia. Odkąd kupiłam tam pierwszy biustonosz 6 lat temu to nie zamieniłabym ich na żadne inne. Kolekcja jest już spora, a one trzymają się latami. Są niezniszczalne! Jeszcze buty... Cóż, te na poprawiny już są w kolorze pudrowego różu, ale te ślubne to istna zmora. Szukam i szukam... i szukam.
Póki jeszcze nie zrobiło się do końca ciepło, to na te chłodne wieczory, kiedy dzieci już śpią polecam moje odkrycie "Żona idealna". Jedna z lepszych książek, które miałam ostatnio okazję przeczytać.

piątek, 5 lutego 2016

O tym jak układamy nasze małe ubranka i czym się bawimy :)

2 komentarze:
Jakiś czas temu natknęłam się na ciekawą metodę układania ubranek. Nie tylko dziecięcych ale i tych dla dorosłych :) Metoda KonMari u nas okazała się bardzo skuteczna. Już nie muszę martwić się tym, że nie mogę czegoś znaleźć lub tym, że kupiona rzecz nigdy nie zostanie założona, bo po prostu jej nie znajdę w stercie ubrań. Jak każda mama wszystko ciągle piorę i prasuję, a składanie na "kupkę" w szufladach stało się zwyczajnie nudne i niewygodne. I jeszcze jedno. Odkąd zaczęliśmy na nowo układać się w ten fajny sposób, zawsze panuje porządek we wszystkich naszych komodach. A wygląda to tak:


Co do zabawek to stawiamy na rozwój. Czyli zabawki, które powinny znaleźć się na półce każdego półroczniaka. Ponadczasowe i bardzo modne wśród młodych mam, a potrafią czasem zająć czas dziecka wesołymi piosenkami, kiedy ja potrzebuję rozwiesić pranie albo ugotować obiad. My jesteśmy bardzo zadowoleni, Zosia również. Chociaż ostrzegam. Uważajcie na uszy szczeniaczka, mogą przestać działać :)


poniedziałek, 16 listopada 2015

Już czas coś napisać

3 komentarze:
Odkąd urodziła się Zosia zaniedbałam moje wpisy na blogu. Dziecko tak potrafi wypełnić wszystkie 24 godziny każdego dnia, że rzadko można znaleźć tą jedną chwilę dla siebie. Mimo to uważam, że bycie mamą jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. Nie da się tego opisać. Nawet jak śpi to czekam cierpliwie nad łóżeczkiem na moment, w którym się obudzi i podaruje mi te swoje słodkie uśmieszki. Codziennie widzę jak się rozwija, jak zaczyna się coraz więcej śmiać, bawić się, dotykać rączkami swoje małe stópki. Jest cudowna, najcudowniejsza, najpiękniejsza i najsłodsza. Rośnie w oczach, aż żal pomyśleć, że za niedługo skończy kolejny miesiąc, potem rok, dwa. Pójdzie do szkoły i zacznie dorastać. Czas zdecydowanie zbyt szybko ucieka.
Tak więc mała za niedługo kończy 4 miesiące. Im jest większa tym bardziej zajmuje nasz czas. Wcale nie żałuje tego, że inni jeszcze mogą wychodzić beztrosko na miasto, na kawkę, zakupy. Ja na szczęście to wszystko odłożyłam na drugi plan. Wolę ten czas spędzać tylko z moją ślicznotką. Wszystko da się pogodzić, zakupy z dzieckiem wyglądają trochę inaczej, bo człowiek się spieszy, biega po sklepie jak szalony byleby jak najszybciej wrócić do domu, bo maluszek się męczy tak samo jak i my. Za to w domku jest cichutko, cieplutko i miło. Dobrze, że istnieją sklepy internetowe. To bardzo ułatwia sprawę.

Muszę podzielić się jednym przemyśleniem. Ostatnio natknęłam się na jednej z facebookowych grup na temat o nastoletnich matkach. 15-letnie dziewczynki zachodzą w ciążę, fotografują się i obnoszą z tym faktem na portalach społecznościowych. Ja osobiście nie popieram tego w żaden sposób. Myśl, że dziewczynki 10 lat młodsze ode mnie mają już dzieci jest przerażająca. Oczywiście dziewczyny, które w ciążę zaszły w wieku 16 lat twierdzą, że są fantastycznymi matkami i świetnie sobie z tym radzą. A co one mają napisać? Ja również zabrałam głos w dyskusji. Zostałam zlinczowana za to, że stwierdziłam, iż jak dla mnie modelowa rodzina to taka, w której rodzice są już dorośli, odpowiedzialni i ustabilizowani materialnie. Powinni móc dziecku zapewnić warunki godne do życia i rozwoju oraz móc poświecić cały swój czas maleństwu. Dziewczyny twierdziły, że to miłość jest najważniejsza. Bo jest! O miłości nawet nie wspominam, bo dla mnie to naturalne, że dziecko kocha się ponad życie. Ten temat jest bezdyskusyjny. Tylko jak dziecko ubrać i nakarmić miłością? Zatrwożyło mnie to, że nagle zaczęły krytykować mnie dziewczyny za to, że wspomniałam o wykształceniu. O tym, że rodzice również powinni mieć coś w głowie i skończone szkoły, żeby mieć wiedzę ogólną na wszelkie tematy i dawać tym dziecku przykład. Mamusia z tatusiem uczyli się, dostali dobra pracę, pokazują tym samym dziecku, że warto zdobywać wiedzę i być kimś. Odzew był niewyobrażalny, nie zdawałam sobie sprawy, że w tych czasach jest tak wiele osób bez matur. Właściwie to tylko takie odpisywały, na dodatek słownictwem iście rynsztokowym. Załamałam się. Skoro na forum potrafią operować takim słownictwem to co dzieje się w ich domach. Owszem, jeśli ktoś tej matury już nie zdobył, ale za to wykorzystał swoje talenty w innych dziedzinach i radzi sobie w życiu to wcale tego nie krytykuje. Dobrze, że też są tacy ludzie i oni też mają prawo zostać rodzicami. Nie każdego przeznaczeniem jest studiowanie i wertowanie kolejnych książek.
Jeśli już mogę wylać tutaj wszystkie swoje przemyślenia, to niech będzie to prośba do wszystkich, którzy to czytają. Rozmawiajcie ze swoimi dziećmi, chrońcie je przed zbyt szybką utratą tej dziecięcej niewinności i beztroskiego życia. Niech one też mają szansę rozwijać się, zdobywać nowe przyjaźnie, podróżować po świecie a nie koniecznie w młodym wieku wpaść w wir pieluszek i zabawy w dom.